hmmm. to była dość długa nieobecność...
ale postanowiłam reaktywować bloga w sumie nie wiem na jak długo.
w czasie nieobecności można tylko napisać, że wiele się wydarzyło w moim życiu i był to niezwykle wręcz pracowity rok.
Terminy goniły się wzajemnie a ja staram się coraz bardzie znaleźć po prostu czas dla siebie, zresztą od miesiąca się już szukam, chyba z coraz większym skutkiem.
Z nowości po tak długiej nieobecności - wyszłam za mąż, zapisałam się do organizacji, kupiłam kota (oficjalnie Maro nieoficjalnie - Zaraza), rozpoczęłam Szkołę językową(bo nie mam matury miedzy narodowej i potrzebny mi papier tutejszy), przygotowuję się do wyższej edukacji tutaj jako grafik multimedialny(tak wiem masakra), dodatkowo jeszcze trochę tam po podróżowałam(2 tygodnie w Indiach). Rok i ciekawy i nie do końca. Pozytywny bo poznałam strasznie dużo pozytywnych ludzi, sporo osiągnęłam. Destruktywny bo natężenie takie zaczęło powodować rozpad mojej jaźni... a nic nie zapowiada zwolnienia tępa.. zresztą czy ja jestem w stanie zwolnić?
Chyba nie.
Przemyślenia?
Są owszem i to nawet za dużo jak na jednego bloga, więc spróbuję się nimi dzielić jakoś systematycznie...
Dzisiaj samo poczucie zdecydowanie dziwne...
Dziwna pogoda i standardowo u mnie depresja sezonowa, która potrafi objawiać się dość niecodziennie i razić w otoczenie.
Dziwne zdarzenia w ciągu ostatnich trzech tygodni (za dziwne jak na moja prostą rozpędzoną duszę). Poznaliście kogoś dziwnego, kto nagle z butami wchodzi do waszej bezpiecznej piaskownicy i zaczyna stawiać tam babki, które Wam się podobają? bo ja tak mam i zastanawiam się czy zabić czy pobudować razem...
Dziwny czas oczekiwania - dlaczego za każdym razem jeśli czegoś mocno chcesz właśnie tej jednej rzeczy nie możesz mieć, kiedy inne same kładą Ci się pod stopy? mało tego Ty nawet nie wiesz czy jej nie możesz mieć, Ty musisz po prostu czekać... (czy ja już pisałam jaką reakcję łańcuchową wywołuje u mnie czekanie?)
Dziwni ludzie, chodź pewnie to ja mam dziwny nastrój, generalnie większość ludzi, których mijam ostatnio, wydają się jak senne zjawy bez znaczenia, których za chwilę nie pamiętam...
W ogóle co określa imperatywy w życiu, co ma taką moc? Reguły społeczne? Normy narzucone z zewnątrz? (tak to było pytanie bez odpowiedzi, ale gdyby ktoś się pokusił i trafił z odpowiedzią oddam cały dobytek, to tak na marginesie).
W ogóle mam takie dziwne poczucie, że moje stopy są zamoczone w dziwnej cieczy, przyjemnie je chłodzącej. Czuję, że woda w której stoję zmienia bieg ale jeszcze nie wiem gdzie mnie poniesie, wiem tylko że czas zmian nadchodzi.
W głowie pustka - mówię o pustce twórczej... siadam nad projektami, czasem coś wstawię na półprofesjonalnalnym portalu dla twórców... poza tym dochodzę do wniosku, że moje prace są smutne. Doprawdy dziwny to czas. Nienawidzę zimy tego też jestem pewna, ale tego jestem pewna od momentu uzyskania świadomości(jakiś pewnie 3 rok życia). Zimno, źle i kulawo. Dziękuje Bogu lub Losowi za to że są znajomi. Oni mają tak samo i to mnie pociesza.
Kto ukradł LATO? podejrzanych jest kilku, ale rzaden nie chce się przyznać. Sprawa zatem w toku. Wkurzające jest natomiast to, że te kradzieże odbywają się corocznie...
Jednakże, iżby się nie łamać całkowicie - wymyśliłam plan, którego sam Mefistofeles by się nie powstydził - pytanie jest tylko czy tego planu nie położy mi Jedna Jedyna osoba, która nie zdając sobie z tego sprawy, ma taką moc. Nieuświadomione moce są najgorsze. Murphy mawiał, że jeśli MOŻE coś nie wyjść to na pewno nie wyjdzie... On prawie nigdy się nie myli... Dlatego proszę z całych sił tą osobę - nierozwal mi tego planu przypadkiem, poprostu zgódź się na moją niewinną propozycję(boże ja powinnam robić za węża w Raju)...
Poprostu zgódź bez rzadnych komplikacji.
Ps. dodatkowo jeszcze ktoś ukradł Księżyc - nie widać go z mojego okna. Idę się powiesić po cichu...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz