sobota, 27 grudnia 2008

świeta ubiegły pod znakiem burz i dokarmiania wiewiorek. standart no moze to poza dokarmianiem wiwiorek... wiewiorki sa przecudne. zakochalam sie w nich. pozatym ludzie sa dziwni ale to nie pierwsze moje spostrzezenie. a jednoczenie bywaja kochani(to swierze odkrycie). byc moze zaraz pojade do Iwony mojej kumpeli sprzed lat ktora jes jedna z nielicznych osob po latach z ktroa mam taki kontakt. jakbym ja widziala wczoaraj to sie chyba nazywa przyjazn...nie wiem jestem ostrozna w zyciu wiec nie wiem - czas pokaze. Czas wszystko pokazuje wystarczy byc cierpliwym i nie bic sie z wiatrakami...
przesalnie swiateczne?
nie sadze.
;]

niedziela, 21 grudnia 2008

dziś kupiliśmy nowego brumka.ma na imie Mitsubishi Charisma.4 lata i skorzana czarna tapicerke. Silnik Diesla...juz kocham te auto.nadalam mu nazwe - 'Krolowa Szos'. w pracy dzis 'Secret Santa'. ciekawe co dostane z prezent. weny na pisanie nie mam albowiem nie jestem dosc swierza po wczorajszej imprezie.a dzialo sie na niej wiele. spiewanie tez bylo dwoch kumpli wpadlo z gitarami. no to pomykam. niedlugo wigilia i switeczne gotowanie. pierniki kupie. ale wczoraj znalazlam wariatke co sama bedzie piekla - no coz, ludzie bywaja dziwni ;]

poniedziałek, 15 grudnia 2008



dla Wszystkich, którzy wierzą w Świętego Mikołaja i Jego renifery...

Weekend, weekend i po weekendzie.
W ten weekend miało się dziać wiele...miało.ale nazwijmy to Weekend pod wezwaniem Emerytów i Rencistów. Osią soboty miało byc pracownicze christmas party....no i powiedzmy,że było ale odmienną OSIĄ, niż oczekiwaliśmy.
ale zacznijmy od początku...
Piątek rano nie kładziemy się spać tylko wybieramy na świąteczne zakupy. Zimno, co uświadamia nam, że to naprawdę grudzień, jeśli do tej pory ktoś w to wątpił. Zakupy jednak udane, albowiem jedziemy na nie ze szczególną misją - kupienia dla koleżanek z pracy prezentów. Koleżanki też zostały podstępnie włączone w akcje - 'secret santa' przez Barbarę. (Zdjęcie powyżej.ta starsza.ta młodsza to ja). Jadąc do osławionego na całym świecie The Mall (centrum handlowe o wielkości stanu Texas) zgubiliśmy się jak zwykle, mając na pokładzie satelitarną nawigację(nie pytajcie się jak to jest możliwe...), gdy nagle naszym oczom ukazał się błogosławiony przez niebiosa, autobus na ktorego ekranie widniał napis 'the Mall'. Używając konstruktywnej dedukcji, wywnioskowaliśmy, że musi zmierzać do owego centrum. Odnaleźliśmy się zatem w czasie i przestrzeni. Wtedy również Malgorzata zauważyła, że na nawigacji jest wpisany (w ulubionych) postcode upragnionego centrum handlowego. Kupiliśmy co trzeba było(ja koleżance podaruje na secret santa: maskę wenecką karnawałową, przyżąd do masażu, oraz stringi z cukierków przeznaczone do konsumpcji). Tyle zakupy.
Nockę filmową (z piątku na sobotę) postanowiliśmy z Przemysławem mało celebrować, oszczędzając siebie na sobotę. Miał być to wszakże kuliminacyjny punkt weekendu.
'Nadzieja jest jednak matką głupich'... i trzeba to zapamiętać.
Nastąpiła sobota. Dzień upragniony. Podsumowując Christmas Party: na imprezę przyszły same starsze koleżanki z pracy, było zupełnie bezklimatu, na stolik (zamówiony a jakże) czekaliśmy wielki... Masakra!
Przyzyczajona do innego spędzania czasu postanowiłam zabawić się w nielicznej grupce. Towarzyszyli mi Przemek(również ofiara imprezy), Radek(przynajmiej jedzenie mu smakowało) oraz wiekowy kolega z ATM(ofiara tako imprezy jak i moja co sie pozniej miało okazać). Najpierw z Radosławem zrobilismy sobie na stole ping ponga. Radek się wkurzył, że podbijam piłeczki, ale grał dzielnie. Później natomiast odkryłam nową zabawę, mianowicie, rzucanie z łyżeczek do butów wydobytych z crakersa świątecznego do barmanów. Trafiałam i to niezauważona. Kolega z ATM Jeffrey stracił w ten sposób łyczeczkę(o jakże cenną) i stwierdził, że tu napewno są kamery. Nie wiem czy są...ale profilaktycznie nie pojawię się w tym barze przez jakiś czas, tym bardziej że później uczyłam kolegę Jeffa jak trafiać w kieliszki do wina ustawione na barze ;]
życie...
Powróciliśmy do domu około północy, ja chciałam coprawda pójść jeszcze potańczyć ale Przemysław uznał, że mamy przecież imprezę w domu o 1 w nocy i nie wypada się spóźnić. Przemek nie bacząc na imprezę położył się spać na chwilkę. Dostałam szału i też się położyłam, komentując dosadnie zachowanie Przemka. Oboje się położyliśmy. Różnica między nami jest tylko taka, że mój luby się obudził i był na imprezie...ja nie.
Rano nie oddzywałam się do niego, tym bardziej że była to impreza z naprawdę fajnymi ludźmi.
Weekend zatem uważam za kompletnie nie udany....
Poczekamy na następny tym bardziej że święta się zbliżają w zastraszającym tępie.
(zdjęcie przedstawia mnie i Barb, o której już wszakże pisałam na niesławnym christmas party... w nastepnym roku moja noga już tam nie powstanie...)

środa, 10 grudnia 2008

boże jak ja nienawidzę pracy...
no więc tak...
akcja upolowania komponentów na stroiki udała się...
tzn poniekąd się udała.
wybralismy sie na gałązki choinkowe do najwiekszego bristolskiego parku Ashton Park z zamiarem uprowadzenia igliwia. Wczesne rano. Największy park miejski daleko za miastem. Nikogo mielismy nie ujrzec. Wychodzimy z samocodu uzbroieni w noz, worki i inne akcesoria przydatne w takich akcjach, a tam..... setki ludzi wyprowadzających swoje ukochane psiaki.
Zalało Nas.
Przemek nie dal za wygraną. Postanowił przebić się przez krzaki i w cieniu i pólmroku chaszczy, dokonać zbrodni.
...tam też były psy z właścicielami.
Zmieniając plany taktyczne postanowiliśmy odjechać samochodem w poszukiwaniu bardziej odludnych terenów. Jeździliśmy długo i tak samo dlugo nie widzieliśmy obiecanej choinki. Nagle ku naszej uciesze i wielkiej nadziei naszym oczom ukazał się wjazd w coś co wyglądało jak zagajnik (wiadomo zagajnik = się choinka). Udaliśmy się tam naszym zielonym brumkiem i zaparkowaliśmy. teren okazał się własnościa prywatną, i dodatkowo bez rzadnych choinek. Nadzieja okazała sie więc płonna i już mieliśmy usiaść pod płotem i popłakać, gdy moją czujną uwagę skauta przykół niecodzienny w U.K. widok. SIANO! Idealny dodatek do wigilijnego stołu - mozna by nawet powiedzieć, swego rodzaju niezbędnik. Przekradłam się zatem przez rowy, pagórki udekorowane obficie błotem i triumfalnie przyniosłam z uśmiechem wyższości mojemu ukochanemu siano. Obejrzał je i stwierdził, że to słoma bardziej ale i tak nada się na naszą kolację( którą to organizujemy). Po uzyskaniu siana znalezienie choinki nie było już takie trudne. Stroiki wyszły jak malowane(przynajmiej tak siebie pocieszam w chwilach licznych słabości). Dokupiliśmy też włosiwa anielskiego na naszą najbrzydszą (a zatem i moją ulubioną) choinkę.
Prezenty juz gotowe. W sobotę Impreza Świątecznaz pracy, w pobliskim pubie(czuje iż znowu w sobotę będę zatruta toksycznymi wyciągami z lokalnych browarów...życie jest doprawdy ciężkie). W poniedziałek 'Tajemniczy Mikołaj' - impreza pod patronatem niazastapionej Barb. Barbara bezposrednia przelozona Przemysława jest jedna z najbardziej klimatycznych osób. Kobieta w podeszłym zaprawdę wieku. Chuda. Wiecznie zgarbiona z rękoma w kieszeni. Kiedy oddział ochrony nie chce nas puszczać z przerwy papierosowej śpiewa im piosenki z MontyPythona, a kiedy coś przeskrobiesz udaje zagniewaną by wyciągnąć ręke i nieco teatralnie powiedzieć - 'wybaczam Ci'. Naprawdę jest moim mistrzem. Szczególnie jeśli chodzi o komputery. Maila pisze 40 minut ;]  a ulubionym jej zajeciem w pracy jest granie w pasjansa - twierdzi, że to pomaga jej ćwiczyć umysł i koncentrację -co jest ważne przy liczeniu pieniędzy. Naprawdę nieliczna z kobiet w mojej pracy, którą szanuje....
na tym kończę mój pamiętniku i idę na kolację/obiad.

wtorek, 9 grudnia 2008

...no dobra.
...trzeba jakos zaczać.
...początek.
...naprawdę nie wiadomo co pisać.

Mijający rok 2008 był w jakimś sensie rokiem ważnym i przełomowym. Pytanie miażdżące - 'który z moich roków nie był'?.
Rok stabilizacji nader burzliwego związku, który zaczoł się z przypadku i nie prognozowano mu zbyt świetlanej przyszłości. Zaręczyny. Planowanie kupna domu w U. K. i osiedlenie się tutaj na stałe. Porzucenie planów powrotu do Polski i otworzenia własnego biznesu. Rzetelne postanowienie zostania fotografem i pójścia do szkoły o tym kierunku. Rozwiązanie kilku nurtujących mnie wątków życiowych. Śmierć mojego ojca. Kilkumiesięczne godzenie się z tym. Utrata kilku znajomości(pewnie z obopulną korzyścią). Poznanie wspaniałych ludzi i ich 'światów'. Podsumowując - 'nie mogę powiedzieć żeby bylo zanudno' ;].
Rok ten przyniósł mi też totalną świadomość, że się starzeję. Niemniej jednak im bardziej staram się w to uwierzyć tym bardziej świat pragnie mi udowodnić, iż tak nie jest. Koledzy coraz młodsi podrywają. Środowisko uświadamia mi że mam dziecinne pomysły i z równie dziecinnym zapałem je realizuje. Zaczęłam się ubierać na dziale dziecięcym (i to nie jest żart...). Ubywa mi również centymetrów ale to pewnie wynik płaskostopia...
Starość nie radość.
tym optymistycznym akcentem zaczynam ten blog.
Kończę albowiem moja druga połówka popada w stan nerwicy i chce już jechać po komponenty do stroika świątecznego, które zamierzam 'podprowadzić' z pobliskiego parku ;]. Módlcie się zatem aby nie złapała mnie straż sąsiedzka(mam nadzieje że o tej porze nikt nie strzeże miejskiego przybytku :P). Amen.